A wysepkę damy tutaj

2012-04-12 07:06

 

Pamiętacie premiera na tle mapy Europy, na której wyraźnie odznaczała się Polska? Tak, chodzi o „zieloną wyspę”. Chyba już wiem o co chodziło premierowi, a wystarczyło przejechać się trochę samochodem po województwie warmińsko-mazurskim i pomorskim. Wyspą nazwano nasz kraj chyba tylko dlatego, że urzędnicy z Brukseli odwiedzając Polskę nigdzie indziej nie widzieli tyle wysepek na drodze. A dlaczego zielona? Tu jeszcze nie mam teorii. 
 
Wysepka sama w sobie nie jest zła. Pewnie zostały wybudowane, aby umożliwić podzielenie przejścia dla pieszych na dwie części. Obszar zabudowany, choćby nasz Ełk, wysepka – rozumiem. Ale nie mogę zaakceptować wybrukowanych setek metrów wysepek na drogach krajowych. Ktoś powie, że to dla poprawy bezpieczeństwa, dla dróg zaufania. W porządku, tyle że w Polsce pomysł i wykonanie to dwa odległe światy. Wszystkie wysepki powinny być opalikowane, oświetlone i oznakowane. Przed takim azylem powinien być znak zakazu wyprzedzania, znak przejścia dla pieszych i tablica z narysowanym odchyleniem toru jazdy. Ale tak nie ma! Bynajmniej w zdecydowanej większości przypadków.
 
U nas wykonawca zarobił sporo pieniędzy za zrobienie czegoś, za co w normalnym kraju powinien ponieść karę. Kierowcy niszczą sobie samochody, nawet jadąc spokojnie, z normalną prędkością za innym autem, najeżdżając na dwa krawężniki. „Wysepkowy racjonalizator” powinien się zastanowić, jak będzie wyglądał w takich miejscach przejazd karetki pogotowia. Żaden projektant w wielu przypadkach nie pomyślał o pojazdach wielkogabarytowych – ich załogi muszą być sprawniejsze niż cyrkowcy. Przecież przy projektowaniu powinno się pamiętać o odpowiednich parametrach (promieniach łuków, przechyłkach itp.). Ale w Polsce projektowanie i wykonawstwo leży. Dlaczego tak się działo i wciąż dzieje? Tak, tak, dla uspokojenia ruchu. Oczywiście. Tylko dlaczego nie ma tak na przykład u Niemców?